Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/277

Ta strona została przepisana.

— Umarła! umarła! — zawołał z rozpaczą zrywając się nagle.
— Nie masz co tak jęczeć bracie — odparł sir Henryk.
— Co mówisz? — spytał Good.
— Ja mówię, że i my niedługo za nią pójdziemy. Czyż nie widzisz, żeśmy żywcem pogrzebani?
Te słowa sir Henryka uprzytomniły nam całą okropność naszego położenia. Olbrzymia płyta kamienna prawdopodobnie zapadła się na wieki, miażdżąc jedyną istotę, która wiedziała tajemnicę podnoszenia jej. Drzwi tych inaczej jak dynamitem nie było można otworzyć. A więc za życia znaleźliśmy się w grobie.
Kilka minut staliśmy w osłupieniu pełnem grozy. Opuścił nas hart ducha pod naciskiem tej strasznej myśli powolnego konania i zrozumieliśmy, że ta szatanica Gagoola od początku ułożyła sobie plan naszej zguby. Czarna jej dusza rozkoszowała się myślą powolnego konania ludzi białych, których zawsze nienawidziła i zgotowała nam śmierć z głodu i pragnienia, wśród bogactw, których tak pożądaliśmy. Zrozumiałem także całą doniosłość jej szyderstwa co do jedzenia i picia dyamentów. Może don Pedro dla tej samej przyczyny rzucił swój worek skórzany.