Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/278

Ta strona została przepisana.

— Lampka niedługo zgaśnie — wyrzekł sir Henryk ochrypłym głosem — spróbujmy, a może znajdziemy sprężynę otwierającą drzwi.
Rzuciliśmy się do dzieła z rozpaczliwą energią. Brodząc we krwi stojącej kałużą macaliśmy długo ściany i podłogę korytarza.
Napróżno!
— Wierzcie mi zawołałem — nie znajduje się ona z tej strony drzwi, gdyby się znajdowała, Gagoola nie byłaby życia naraziła przesuwając się pod zapadającą płytą.
— W każdym razie — odrzekł sir Henryk — prędko dotknęła ją kara. Skon jej niemniej był straszny, niż nasz będzie. Nie wskóramy już tu nic, wracajmy do skarbca.
Wróciliśmy więc. Po drodze spostrzegłem pod murem koszyk z jedzeniem przyniesiony przez Falatę, zabrałem go z sobą i zaniosłem do skarbca, który teraz miał się stać naszym grobem. Potem wziąwszy ciało dziewczyny przenieśliśmy je ze czcią i ułożyli obok skrzyni ze złotem, a sami siedliśmy opierając się plecami o kamienne naczynia, zawierające nasze skarby drogocenne.
— Podzielmy się jedzeniem — rzekł sir Henryk — ażeby nam wystarczyło na jak najdłużej.
Podzieliliśmy się więc. Oszczędzając moglibyśmy mieć pożywienia na dwa dni. Oprócz