Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/287

Ta strona została przepisana.

trza uderzyła nas w twarze i padliśmy na ziemię, ciągnąc za sobą wielki ruchomy kamień.
— Skrzesz zapałkę Quatermainie — zawołał sir Henryk, jak tylko podnieśliśmy się z ziemi — ale ostrożnie.
Zapaliłem zapałkę i — o Boże, niechaj Ci będą dzięki! — oczom naszym ukazał się pierwszy stopień kamiennych schodów.
— Cóż teraz zrobimy? — zapytał Good.
— Naturalnie zejdziemy po tych schodach zdając się na łaskę Opatrzności.
— Czekajcie — zawołał sir Henryk — zabierzmy tę resztę mięsa i wody, bo możemy ich potrzebować.
Powróciłem do skrzyń, przy których zostawiliśmy koszyk, kiedy nagle przyszło mi na myśl, że przecież należało zająć się trochę dyamentami, o których od dwudziestu czterech godzin żaden z nas nie pomyślał nawet; w razie gdyby nam się udało wydobyć z tej dziury, mielibyśmy powrócić z próżnemi rękoma. Wetknąłem więc rękę do pierwszej skrzyni i zacząłem wypełniać kieszenie dyamentami, na wierzch kładąc największe. — Słuchajcie — zawołałem — a nie weźmiecie trochę dyamentów. Ja już mam pełne kieszenie.
— Co mi tam dyamenty — odparł sir Hen-