ryk — bodajbym ich więcej w życiu nie widział.
— Chodźże — wołał Good niecierpliwiąc się.
Sir Henryk stał już na pierwszym stopniu kamiennych schodów.
— Czekajcie, ja idę pierwszy! — zawołał.
— Ale uważaj, gdzie stawiasz nogę, bo może tam być pod spodem przepaść — ostrzegałem.
Prawdopodobnie będzie druga taka izba — odpowiedział schodząc i licząc stopnie.
Kiedy naliczył piętnaście, zatrzymał się.
— Jesteśmy na samem dnie jakiegoś korytarza — zawołał. — Schodźcie teraz.
Poszedł Good, a ja za nim. Na ostatnim stopniu skrzesaliśmy jednę z pozostałych jeszcze dwóch zapałek. Staliśmy w wązkim tunelu, stykającym się pod prostym kątem ze schodami i idącym na prawo i na lewo. Zanim zdołaliśmy przyjrzeć się lepiej, zapałka sparzyła mi palce i zgasła. Zachodziło teraz ważne pytanie, w którą skierować się stronę, bo jedna tylko droga mogła prowadzić do ocalenia. Z tej bolesnej wątpliwości wyprowadził nas Good, który zauważył, podczas palenia się zapałki prąd powietrza, poruszającego płomieniem z lewej strony.
Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/288
Ta strona została przepisana.