Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/30

Ta strona została przepisana.

— Nie, panie — odpowiedziałem — nie mogę towarzyszyć panu. Za stary jestem na takie szalone wyprawy. Mam zresztą syna, który mnie potrzebuje i nie mam prawa życia tak lekkomyślnie narażać.
Sir Henryk i kapitan Good wyglądali bardzo zmartwieni.
— Panie Quatermain — odezwał się pierwszy — jestem bogaty i postanowiłem wszystko poświęcić w tej sprawie. Oznacz pan do jakiej chcesz wysokości wynagrodzenie za swoje usługi, a wypłaconem ci zostanie przed wyruszeniem w drogę. Przytem zobowięzuję się tak rzecz ułożyć, aby syn pański, wrazie, gdyby nam się co złego stało, miał zapewnione wystarczające utrzymanie. Niech to będzie dla pana wskazówką, jak niezbędną wydaje mi się obecność pana w tej wyprawie. Jeślibyśmy jakimś cudem dotarli do miejsca i znaleźli dyamenty, to podzielisz się z nimi po połowie z Goodem; ja ich nie potrzebuję. Mów więc pan, czego żądasz, stawiaj swoje warunki ja wszystkie spełniać przyrzekam, a koszta biorę na siebie.
— Propozycya pańska, sir Henryku, wygląda wspaniale dla takiego biednego jak ja myśliwego i handlarza — ale przedsięwzięcie jest bardzo niebezpieczne i muszę zastanowić się nad niem; odpowiem jednak, zanim staniemy w Durban.