Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/300

Ta strona została przepisana.

ła zamęczyć, tak byłaby może znalazła sposób zamordowania mnie i osadzenia na mojem miejscu jakiego drugiego Twali, którego umiłowałoby jej serce. Ale opowiadajcie dalej waszą historyę.
Skończywszy dzieje naszych przygód zwróciłem się do Ignosiego, stosownie do tego, jakeśmy to między sobą ułożyli i zagadnąłem go w sprawie naszego wyjścia z ziemi Kukuanasów.
— Czas nam już Ignosi — mówiłem — pożegnać się z tobą i wrócić do naszej własnej ojczyzny. Przyszedłeś tu z nami jako nasz sługa, a teraz zostawiamy cię tu królem potężnym. Ale pamiętaj, jeżeli uczucie wdzięczności nie jest obce sercu twemu, żeś nam przyrzekł rządzić sprawiedliwie, szanować prawo i nie skazywać na śmierć ludzi niewinnych. Daj nam jutro eskortę, któraby nas przeprowadziła przez góry, i pozwól opuścić ten kraj.
Ignosi zakrył sobie twarz rękami.
— O! jakże zraniliście serce moje — zawołał — słowami swemi rozdarliście je na dwoje. Cóżem ja wam uczynił Inkubo, Makumazahu i Bougwanie, że chcecie mię opuścić. Wy, którzyście stali przy mnie w dzień walki i niebezpieczeństwa, chcecie mię opuścić w chwili zwycięztwa i pokoju. Czegóż wam brakuje? Własnej