Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/306

Ta strona została przepisana.

kręgu; wrócili się więc w tym kierunku i odkryli dużą i żyzną oazę, na kilka mil rozległą i obficie nawodnioną. Radził więc i nam, abyśmy się skierowali na oazę, na co przystaliśmy chętnie, tembardziej, że kilku z obecnych myśliwców ofiarowało się nam towarzyszyć.
Idąc wolno, w nocy na czwarty dzień naszej wędrówki stanęliśmy na szczycie wzgórza, dzielącego kraj Kukuanasów od pustyni, ścielącej się u stóp naszych morzem piasczystem i położonego o jakie dwadzieścia mil na północ od Piersi królowej Saby. O świcie zatrzymaliśmy się nad brzegiem spadzistości, po której mieliśmy zejść w pustynię, leżącą o dwa tysiące stóp poniżej.
Tu pożegnaliśmy się z przyjacielem naszym Infadoosem, który płacząc prawie z żalu, życzył nam uroczyście wszystkiego dobrego.
— Nigdy już, nigdy — mówił — stare moje oczy podobnych wam ludzi nie zobaczą, Takiego dzielnego wojownika jak Inkuba, nie spotkam chyba więcej na świecie.
Przykro nam było istotnie rozstawać się z nim, a Good tak był wzruszony, że dał mu swój monokl na pamiątkę. Uszczęśliwiony tym podarkiem Infadoos, po wielu bezskutecznych usiłowaniach zdłał nareszcie wcisnąć sobie szkiełko w oko. Trudno, sobie wyobrazić, jak śmie-