napili, jest lekarstwem, wymyślonem przez białego człowieka, które im niechybnie śmierć sprowadzi. Uciekli na ląd, wystraszeni porządnie i nie sądzę, żeby kiedykolwiek jeszcze ułakomili się na szampana.
Przez całą drogę myślałem o propozycyi sir Henryka, nie wspominaliśmy jednak o tem wcale, chociaż gawędziliśmy często, a ja opowiadałem im moje myśliwskie ale prawdziwe przygody. Kłamstwo jest zupełnie zbyteczne tam, gdzie rzeczywistość dostarcza tylu ciekawych a nadzwyczajnych rzeczy dla myśliwca jak i wędrowca, umiejącego korzystać z okoliczności.
Nareszcie pewnego pięknego styczniowego wieczoru posuwaliśmy się wzdłuż brzegów Natalu, gotując się do wylądowania w Durban. Widok był prześliczny. Nad morzem biegły czerwone, piasczyste wzgórza, urozmaicone szerokiemi pasami jasnej zieloności, upstrzonej tu i owdzie katryjskiemi kraalami[1]; biały rąbek morskiej piany rozbijał się o wybrzeża. W miarę zbliżania się do Durbanu, widok stawał się coraz wspanialszym. W poprzek wzgórzy biegły łożyska rzek, wyżłobione przez deszcze, niosąc kryształowe wód fale, kępami rozsiadała się gęsta, ciemna zieloność, z pośród której uśmiechały się białe domki, spoglądając ku morzu.
- ↑ Kraal — osada.