Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/37

Ta strona została przepisana.

nił się wcale. “Musimy przyjąć co będzie” odpowiedział.
Może się pan będziesz dziwił — odezwałem się znowu — że w obec tego com wam powiedział, ja, człowiek nieśmiały, decyduję się jednak wziąć udział w tej wyprawie. Mam do tego następujące powody. Naprzód jestem fatalistą i wierzę, że niezależnie od mojej woli i mego postępowania, godzina mojej śmierci jest naznaczona, i że jeżeli mam zginąć w górach Sulimańskich, to zginę tam a nie gdzieindziej. Pan Bóg Wszechmocny wie już zapewne co mi przeznaczył i nie mam się co troszczyć o moje losy. Powtóre jestem ubogi. Od lat czterdziestu poluję i handluję i zaledwie dotąd zdołałem zapracować na utrzymanie. Otóż, przecięciowo biorąc, życie każdego polującego na słonie liczyć należy od czterech do pięciu lat. Przeżyłem zatem siedm generacyi ludzi mojego fachu, należy więc przypuszczać, że i mój koniec nie jest bardzo daleki. Gdyby jednak przyszedł w zwykłych warunkach, teraz, kiedy nie wszystkie długi są jeszcze spłacone, syn mój Henryk pozostałby bez żadnych środków do dalszej pracy na przyszłość, obecnie zaś byt jego zabezpieczony jest na lat pięć.
— Pańskie powody przyłączenia się do wyprawy — odezwał się sir Henryk, który dotychczas słuchał mnie z największą uwagą, przynoszą