Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/45

Ta strona została przepisana.

— Że zamierzasz dotrzeć aż do rzeki Lukanga, o miesiąc drogi w głąb za Manikę. Czy i to prawda, Makumazahu?
— Dlaczego się pytasz, gdzie idziemy? Co to ciebie obchodzi? — zapytałem podejrzliwie, ponieważ cel naszej wyprawy był utrzymywany w tajemnicy.
— Dlatego o ludzie biali, że chciałbym pójść z wami, jeżeli w tę stronę się udajecie.
W słowach jego przebijała pewna duma i godność, a szczególniej zastanowiło mnie użycie wyrazów “o biali ludzie”, zamiast zwykłego “o Inkoosis” (wodzowie).
— Zapominasz się trochę — powiedziałem — i słów nie dość ważysz. Nie w ten sposób należy przemawiać. Jak się nazywasz i z jakiego jesteś kraalu!
— Nazywam się Umbopa i chociaż do Zulusów należę, nie jestem jeden z nich. Siedziba mojego plemienia znajduje się daleko, na północy. Służyłem pod Cetewayo’em w oddziale Nkomabakosi, ale uciekłem od Zulusów do Natalu, ażeby poznać białych ludzi. Potem biłem się przeciw Cetewayo’wi, a po skończeniu wojny pozostałem jako robotnik w kolonii. Ale już mi się to sprzykrzyło i chciałbym wrócić na północ. Tu nie dla mnie miejsce. Pieniędzy nie potrzebuję, ale mam odwagę i darmo chleba jeść nie będę. Powiedziałem.