Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/51

Ta strona została przepisana.

jowców „idoro”, gdzieniegdzie wysuwały swoje cierniste gałązki „wacht-eenbeche“ (poczekaj chwilę), a nie brakowało także pięknych „machabell“ uginających się pod ciężarem orzeźwiających, żółtych owoców z ogromnymi pestkami. Ta roślina jest ulubionem pożywieniem słonia, to też wkrótce odkryliśmy ślady jego obecności: wiele drzew leżało połamanych, a nawet z korzeniem wyrwanych, bo jestto marnotrawny gospodarz.
Pewnego wieczoru, po całodziennej drodze przyszliśmy do miejsca, które nas zachwyciło swoją pięknością. U stóp krzewami zarosłego wzgórza biegło wyschłe łożysko rzeczki, w którem jednakże świeciły tu i owdzie kałuże kryształowej wody, zdeptane dookoła nogami zwierzyny. Wprost wzgórza rozpostarła się łączka, na której wyrastały kępki płasko-szczytnych krzewów mimozy, urozmaicone połyskliwemi liśćmi machabilli, dookoła słało się ciche, nieme, bezdrożne morze krzaczaste.
Wkraczając w łożysko rzeki, nastraszyliśmy stado wysokich żyraf, które z zakręconemi nad grzbietem ogonami puściły się galopem, dzwoniąc kopytami jak kastanietami. Znajdowały się już na jakie trzysta yardów od nas, a zatem po za obrębem strzału, ale Good, który szedł na czele, a miał w ręku dużym nabojem nabitą strzel-