Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/56

Ta strona została przepisana.

glądając w stronę wody, gdzie ujrzeliśmy splątaną masę czarną i żółtą, toczącą się w naszym kierunku. Porwaliśmy za strzelby i wdziawszy nasze veldtschoons (tużurki zrobione z niegarbowanej skóry), wybiegliśmy z ogrodzenia. Tymczasem owo wielkie cielsko straciwszy równowagę, potoczyło się po wybrzeżu, a kiedyśmy doń dobiegli, leżało już zupełnie spokojne.
I oto co zaszło. Na trawie ujrzeliśmy rozciągniętą i zabitą czarną antylopę, najpiękniejszą z afrykańskich antylop, a obok nadziany na jej rogi, leżał przepyszny czarnogrzywy lew, także nieżywy. Antylopa przyszła widocznie pić do sadzawki, gdzie według wszelkiego prawdopodobieństwa ten sam lew, któregośmy słyszeli, zaczaił się poprzednio i skoczył na nią, ale upadł na ostre zakrzywione jej rogi i nadział się na nie. Już raz poprzednio byłem świadkiem podobnego wypadku. Lew nie mogąc się wyswobodzić, szarpał i kąsał antylopę, która oszalała bólem i trwogą, biegła naprzód, aż póki nie upadła.
Zbadawszy dokładnie martwe cielska zwierząt, zawołaliśmy Kafrów i przy ich pomocy zaciągnęliśmy je do schermu. Poczem położyliśmy się znowu, by nie wstać aż o świcie.
Z pierwszym brzaskiem dnia byliśmy już na nogach, gotując się do wyprawy. Zabraliśmy trzy ośmiostrzałowe strzelby, znaczny zapas na-