Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/58

Ta strona została przepisana.

słoń sir Henryka zwalił się na ziemię, przestrzelony przez serce, mój zachwiał się także i przykląkł, ale po chwili porwawszy się uciekał mimo nas; posłałem mu jeszcze jedną kulkę między żebra i ta zakończyła sprawę. Założywszy prędko świeży nabój, podbiegłem do niego i strzałem w łeb, położyłem koniec, cierpieniom zwierzęcia. Załatwiwszy się w ten sposób ze swoim, zawróciłem by zobaczyć co się dzieje ze słoniem Gooda, którego słyszałem ryczącego z bólu i wściekłości. Znałem kapitana w stanie wielkiego podniecenia, albowiem słoń dostawszy strzał, ruszył wprost na niego, a kiedy on zdołał skoczyć na bok, popędził w kierunku naszego obozowiska, stado zaś całe uciekało z trzaskiem w przeciwną stronę.
Przez chwilę debatowaliśmy nad tem, czy gonić zranionego słonia, czy podążyć za stadem, ostatecznie jednak zdecydowaliśmy się na drugie i ruszyli w pogoń, wyobrażając sobie, że nie ujrzymy już więcej ogromnych kłów zranionego zwierzęcia. Nieraz potem żałowałem, że się tak nie stało. Uciekające stado znaczyło za sobą szeroką drogę, depcąc i tratując gęste krzewy jak trawę, nie mieliśmy więc trudności w pogoni za niem. Ale dopędzić ich nie było łatwo: dwie godziny blizko szliśmy w największej spiekocie, zanim dotarliśmy do nich. Stały w gromadzie,