Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/84

Ta strona została przepisana.

scy tarciem musieli otwierać sobie oczy i usta. Zaczęliśmy radzić nad naszem położeniem. Wody nie mieliśmy już ani odrobiny, z wywróconych butelek nie padła ani kropla na nasze spragnione języki, więc Good wydobył butelkę z koniakiem, którą miał pod swoją opieką i zaczął się jej przyglądać. Co widząc sir Henryk, sprzątnął mu ją natychmiast.
— Jeżeli nie znajdziemy wody, to pomrzemy — powiedział.
Jeżeli można wierzyć staremu Portugalczykowi — przerwałem — powinniśmy mieć ją tu niedaleko. Nikomu słowa moje nie zdawały się sprawiać wielkiej uciechy, bo widocznem się stało, że nie należało wierzyć mapie.
Tymczasem światła przybywało coraz więcej, a myśmy siedzieli przypatrując się sobie obezwładnieni. Po chwili, Oentvogel podniósł się i z oczami utkwionemi w ziemię, zaczął obchodzić miejsce naszego obozowiska; nagle zatrzymał się, wydając okrzyk stłumiony.
— Co to? — zapytaliśmy, wstając jednocześnie i podchodząc do niego. Wskazał na ziemię.
— Świeże ślady jakiegoś zwierzęcia — powiedziałem — cóż ztąd?
— To, że zwierzęta kręcą się tylko w blizkości wody — odpowiedział mi.