Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/86

Ta strona została przepisana.

tysięcy stóp przynajmniej, a rodzielała je między sobą dwunastomilowa przestrzeń, zamknięta wzgórzem skalistem. Jak wielkie kolumny strzegące olbrzymiej bramy, dźwigały szczyty swoje ku niebiosom, kształtem przypominając pierś kobiety. Stopniowo wyrastały z powierzchni ziemi zupełnie gładkie i okrągłe, a na szczycie każdej szeroko bieliła się wypukłość okryta śniegiem. Granitowa wyniosłość dzieląca je, zdawała się także wznosić na parę tysięcy stóp ponad poziom, a po obu ich stronach ciągnęła się linia podobnych wzgórzy, tu i owdzie tylko przerwana płasko-szczytnemi wyniosłościami, przypominającemi ową na całym świecie słynną górę Stołową, w blizkości miasta Przylądkowego.
Z zapartym oddechem staliśmy w obec tych imponujących, prawdopodobnie wygasłych wulkanów. Przez chwilę słońce poranne oblewało światłem ich szczyty śnieżne i czerniejące grzbiety, a potem jak gdyby chcąc ukryć przed naszym ciekawym wzrokiem wspaniałą ich piękność, mgły gęste otoczyły ich wierzchołki, pozwalając dojrzeć zaledwie niewyraźnie rysujące się linie ich pochyłości. Jakeśmy się później przekonali, mgły te nie odstępowały ich prawie nigdy, dla tego może nawet nie spostrzegliśmy ich tak odrazu.
Zaledwie góry ukryły się w chmurach, kie-