Strona:PL Hans Christian Andersen-Tylko grajek tom I 036.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

gniazda, snać nie śmiały jeszcze o własnej puścić się sile; matka trzepotała skrzydłami i wyciągała naprzód długą szyję.
— Mój bocian! mój drogi bocian! — zawołał krawiec. — W żaden sposób nie pozwolę, żeby się popaliły te biedne moje ptaki! — Przystawił tedy drabinę do dachu, gdy tymczasem drudzy napróżno starali się spłoszyć bociana krzykiem i ciskaniem kamieni. Gęsty i czarny dym przesunął się po murze, krawiec nisko aż musiał schylić głowę, nad którą iskry i głownie pędziły dziką zamiecią. Płomień pochwycił suche gałęzie, z których gniazdo było splecione, raptem zajęło się, a w samym środku ognia stała matka bociania, paląc się z swemi pisklętami.
Nad ranem ugaszono pożar: dom żyda był już tylko dymiącą kupą gruzu i popiołu, w ktorej znaleziono popalone szczątki nieszczęśliwego gospodarza.
Wieczorem, krawiec z małym swoim chłopczykiem stał na pogorzelisku; tu i owdzie wychodzący dym dowodził, że się ogień tli jeszcze od spodu. Cały piękny ogród był teraz zniszczonem pustkowiem; wokoło leżały czarne, popalone belki; winogrona i śliczne konwolwule,