Zawrócił, lecz ku swojemu, wielkiemu zdumieniu, zamiast ulic, ciągnęły się łąki i pola.
— Albo to wszystko jest mirażem, albo ja jestem pijany — westchnął radca.
I znów zawrócił. Z niedowierzaniem zauważył, że większość domów była napoły kamienia, napoły drewniana, a niektóre były kryte słomą.
— Ja chyba jestem chory — myślał Knap. Wszak wypiłem tylko jedną szklankę ponczu, lecz widać, że i tego było dla mnie za wiele. Cóż to za myśl była ugościć mnie smażoną rybą i ponczem. Przy pierwszej sposobności przypomnę o tem gospodyni.
— A może iść do niej i opowiedzieć wszystko, co mi się wydarzyło. Ech! wszyscy śpią już tam zapewne.
Zaczął szukać znajomego domu lecz nie znalazł go.
— Okropność! wszak nie poznaję ulicy Północnej, ani magazynów. Wszystko jest stare, pokraczne. Jestem zupełnie chory.
— Muszę wrócić do znajomych. Lecz gdzie się podział ich dom?
Strona:PL Hans Christian Andersen - Kalosze szczęścia.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.