O! widzę jakieś światełko, tam widać nie śpią...
Jakiż ja jestem, chory, zupełnie chory!
Pchnął napoły otwarte drzwi, z których wydobywało się światło. Była to piwiarnia. W niziutkim pokoiku siedziało przy kuflach piwa kilku rybaków i dwóch uczonych. Spojrzeli na wchodzącego i ciągnęli dalej rozmowę. Naprzeciw radcy wyszła gospodyni.
— Przepraszam bardzo! — zwrócił się do niej radca. Źle mi jest. Bądź pani dobra posłać po drożkarza na przystań Chrześcijańską.
Kobieta ze zdziwieniem spojrzała na Knapa i pokiwała głową. Radca sądził, iż kobieta nie rozumie po duńsku więc powtórzył prośbę po niemiecku.
Ta okoliczność, a także strój przekonały gosposię o tem, — iż ma przed sobą cudzoziemca. Lecz zrozumiała, że jest on chory i przyniosła mu wody źródlanej.
Radca podparł rękoma głowę, westchnął głęboko i zaczął rozmyślać o tem co przeżył tego wieczoru.
Strona:PL Hans Christian Andersen - Kalosze szczęścia.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.