Strona:PL Hans Christian Andersen - Książka z obrazkami bez obrazków.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

zawiezie do Ameryki, gdzie miało dla nich zaświtać szczęście, to wyśnione szczęście. Kobiety dźwigały na plecach najmłodsze dzieci, starsze biegły obok nich; nędzny koń ciągnął wóz z paru sprzętami domowymi. Dął zimny wicher, dlatego też małe dziewczę silniej przytuliło się do matki, która patrzyła w moją ubywającą tarczę. Myślała o gorżkiej biedzie, którą w ojczyźnie przecierpiała, myślała o gniotących podatkach, których opłacić nie mogła. Myśli jej były te same, co całej karawany; zorza poranna płonęła im, jak dobra nowina o słonecznem szczęściu, które w życiu ich znowu wzejść miało; słyszeli śpiew konającego słowika, a nie był to, jak mniemali, fałszywy prorok, lecz zwiastun ich szczęścia. Wicher świszczał, ale oni nie chcieli zrozumieć jego zawodzenia: „Żegluj, żegluj ciągle przez szerokie morze! Opłaciłeś przecież długą podróż wszystkiem, co posiadałeś; biedny i bezradny wylądujesz na swoją Ziemię Obiecaną. Musisz się sam zaprzedać, i swoją żonę i swoje dzieci. Ale długo cierpieć nie będziecie! Pod szerokim, wonnym liściem panuje władczyni Śmierć; pocałunek jej zaszczepi w twą krew śmiertelną gorączkę. Jedź tam, jedź, poprzez wzburzone morskie fale!“ Ale karawana radośnie słuchała pieśni słowika, bo on wieścił szczęście. Lekkie obłoczki zajaśniały w promieniach zorzy; chłopi szli przez step do kościoła; kobiety czarno ubrane, z gło-