wczynki. Dostała nową błękitną sukienkę i nowy, jak róża, pąsowy kapelusz; właśnie włożyła na siebie te stroje, i wszyscy wołali o światło, bo promienie księżyca, które przez okno padały, były za słabe, trzeba było innego oświetlenia. I oto stała mała dziewczynka sztywno, jak lalka, ramionka lękliwie daleko od sukni rozstawione, palce szerokoro zwarte; ach, jakże jej oczy, jej cała twarzyczka promieniała szczęściem! „Jutro wyjdziesz na ulicę,“ mówiła matka, a mała spoglądała w górę na swój kapelusz, i w dół na swoją sukienkę, i uśmiechała się uszczęśliwiona: „Mamo!“ rzekła, „co też pieski pomyślą, jak mnie w tym stroju zobaczą!“
„Opowiadałem ci,“ mówił księżyc, „o Pompeji, tym trupie wśród miast, który znowu w szeregi żyjących wstąpił; znam inne, jeszcze dziwniejsze, nie jest ono trupem, ale upiorem. Wszędzie, gdzie szemrzą fontanny w marmurowych basenach, zda mi się, że słyszę baśń o pływającem mieście. Strumienie wody muszą o tem opowiadać, fale nadbrzeżne o tem śpiewać! Ponad powierzchnią morza unosi się często mgła, to całun żałobny; oblubienica morza nie żyje, jej pałac i miasto to dzisiaj mauzoleum! Czy znasz to miasto? Nigdy