Hong! Ich ziemskie pragnienia spotkały się, ale moje zimne promienie leżały między nimi, jak miecz Cheruba!“
„Była cisza morska,“ mówił księżyc, „woda przejrzysta, jak najczystsze powietrze, które przenikałem, mogłem głęboko pod powierzchnię morza widzieć dziwne rośliny, które jak olbrzymie drzewa w lesie, wyciągały ku mnie długie łodygi a ponad ich wierzchołkami przemykały ryby. Wysoko w powietrzu ciągnął sznur dzikich łabędzi; jeden z nich znużonym lotem opadał coraz niżej i niżej, ale oczy jego szły za nadpowietrzną karawaną, która się oddalała coraz więcej i więcej. Osamotniony, z rozwartemi skrzydły, opadł w cichem powietrzu, jak bańka mydlana, dotknął powierzchni wody, włożył głowę między skrzydła i leżał cichy, jak biały lotos na spokojnem jeziorze. W tem podniósł się wiatr i zmarszczył błyszczącą powierzchnię, która jak promieniejący eter potoczyła się w szerokich, wielkich falach. Łabędź podniósł głowę, a błyszcząca woda nakształt niebieskich płomyków obryzgiwała jego piersi i grzbiet. Obłoki zaróżowiły się od zorzy porannej, a łabędź wzmocniony wzniósł się i poleciał ku wschodzącemu słońcu i sinym wybrzeżom, ku którym ciągnęła nad-