dali swoje zabawki do szuflady, bo to także musiało być zrobione. A matka siedziała na łóżeczku najmłodszej i kazała wszystkim zamilknąć, bo mała mówiła Ojczenasz.
„Patrzyłem wprost ponad lampą,“ mówił księżyc, „czteroletnia dziewczynka leżała w swojem łóżeczku, w cienkiej, białej pościeli, rączki miała złożone, buzię uroczystą, mówiła głośno swój Ojczenasz. „Ale co to jest,“ przerwała jej modlitwę matka, „kiedy powiedziałaś „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj, dodałaś jeszcze coś, czego nie mogę dobrze zrozumieć. Co to jest? Powiedz mi!“ Mała milczy i patrzy zmieszana na matkę. — „Co mówisz jeszcze więcej, jak: chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj?“ — „Nie gniewaj się, mamusiu!“ mówi mała, „ja modlę się: i posmarowanego grubo masłem!“