Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 045.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

bywca serc. — Możesz mi pan zawierzyć. Znam się na tem.
— Zna się, zna! — potwierdzono dokoła. — Jak panu powié na którą, że ładna, możesz iść z zawiązanemi oczyma.
To już wolę zawiązać sobie oczy, gdy powié, że brzydka — odparł pan Gustaw.
Wszyscy się roześmieli.
— Tylko to szkoda, że nasz Karolek mniéj jasno widzi, od czasu jak mu pewna ukrainka zapruszyła oko — zażartował pan Ignacy, serdeczny przyjaciel i powiernik zdobywcy serc.
— Prawda, prawda. — Karolek się załapał!
— Przyszła kréska na Matyska.
— Kocha się jak kot.
Pan Karol słuchał z pobłażliwym uśmiechem, przygładzając włosy na czole.
— Nie przeczę, że mi się grubo podobała — wymówił powoli — ale to jeszcze niczego nie dowodzi. Do zakochania nie taki ja łatwy. Ot, nasz Dezio, to inna rzecz.
Nazwany Deziem, najmłodszy i najmniéj butny z całego grona, zarumienił się, i dla ukrycia pomięszania, zajrzał w pustą szklankę.
— No, no, nie wstydź się, Deziu — mówił daléj ojcowskim tonem pan Karol. — Wiemy wszyscy, że się kochasz po uszy w Anielce i nikt ci tego za złe nie ma. Panna wcale niczego, mógłbyś jéj tylko odemnie powiedzieć, żeby sobie tak brwi nie czerniła, bo się tém niepotrzebnie szpeci.