Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 051.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Późno już jest — zauwarzył któryś spoglądając na zegarek.
Zaczęto się podnosić, ale kapitan zawołał:
— Zostańmy jeszcze panowie, ten dureń gotów pomyśléć, żeśmy się go zlękli. Krzyczmy właśnie i bawmy się na przekorę.
Rada trafiła do przekonania. Jest to dziwny a niemniéj przeto fakt psychologiczny, że częstokroć wstydzimy się tego, co nam zaszczyt przynosi, a popisujemy się tém, co świadczy na naszą niekorzyść. Każdy z tych młodych ludzi, w gruncie dobrych, tém głośniéj śmiał się i hałasował, im bardziéj oburzało się w nim to wrodzone poczucie delikatności.
Ale fałszywie pojęty punkt honoru kazał mu dotrzymać placu.
Wreszcie pan Teofil wstał pierwszy, utrzymując, że mu się już oczy kléją. Za nim ruszyli się wszyscy odprowadzić pana Gustawa do drzwi jego pokoju i wkrótce potém głęboka cisza, w któréj już oddawna reszta domów pogrążoną była, objęła także i hotel „Pod kasztanami.”
Nazajutrz pan Gustaw wyświeżony, w duńskich rękawiczkach i kapeluszu „Panama” zjawił się na promenadzie z uderzeniem godziny siódméj.
Pośpiech był jednak zbyteczny. Nietylko bowiem nie spotkał żadnego z wczorajszych znajomych, ale przeszedłszy promenadę raz tam i napowrót, nie natrafił nawet na nikogo, coby swoją powierzchownością zdradzał, iż należy do do...