Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 055.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

fale pod ramię, oświadczył, że będzie jego ciceronem po promenadzie i pokaże mu wszystkie osobliwości i opowié wszystkie tajemnice sezonu.
Mówiąc to, pan Teofil nie obiecywał za wiele; pokazało się bowiem, że zna każdego, jak swoją cygarniczkę, wié jego przeszłość bez pretensyi do jasnowidzenia.
Po niejakim czasie przyłączył się do nich małomówny pan Klemens, który poprzestawał na powiedzeniu „ba”, albo „ba, ba!” albo „ba ba, ba!” w miarę jak to, co usłyszał, trafiało bardziéj do jego przekonania. We trójkę więc chodzili tam i napowrót, obrabiając kogo spotkali.
Otrzymał także pan Gustaw kilka ukłonów od wczorajszych współbiesiadników, z których każdy stąpał przy boku jakiéjś blondynki lub brunetki a te rzucały na niego przelotne spojrzenia, powiadomione już widocznie o nowym przybyszu przez swych asystentów.
— Kto to taki? — zapytał pan Gustaw, widząc młodego jeszcze mężczyznę dystyngowanéj powierzchowności, który zdawał się miéć prawo należéć do grona wybrańców, a który przecież minął się z jego towarzyszami, jakby im nieznany.
— To posagowicz! — odparł pogardliwie pan Teofil. — Ich tu jest kilkunastu, my się z nimi nie wdajemy, bo my tu, panie, dla przyjemności, dla zabawy, a nie dla handlu..... rozumié pan? Oni się także razem nie trzymają, ba! nienawidzą się. Jeden drugiego w łyżce wody by utopił, bo