Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 082.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ciskiem ten ostatni — tylko kwestya, czy się dobrze bawić będą.
— Co? co? Niby jakto?
— Kiedyż ma być ten sławny bal?
— Jutro.
— Jutro — powtórzył pan Gustaw i zamyślił się trochę — a chodzili już z zaproszeniami, nie wiesz?
— Nie, nie, dopiéro się wybierają po południu.
Pan Gustaw rozpromieniał, jak gdyby mu genialna myśl błysnęła.
— Cóż! — zawołał raptem do obecnych — zdacie się na mnie? a chyba nie jestem sobą, jeżeli im się na zawsze kawalerskich balów nie odechce.
Oświadczenie to przyjęto jednogłośnie.
— Panie Anatolu — ciągnął daléj z ożywieniem nasz bohater — biegnij pan do dyrektora i zamów muzykę na jutro na cały dzień. Jeżeliby już tamci zamówili, powiedz, że wieczorem będzie wolna. Nie targuj się pan, dawaj ile zechce, bo tu o ważniejsze rzeczy chodzi niż o kilka nędznych guldenów.
— Muzykę? — zawołał pan Karol — po cóż muzykę? Przecież balu w dzień nie urządzisz?
— Mieliście się zdać na mnie. Zaraz wam to wytłómaczę. Czasu na to marnować nie można. Czegóż pan stoisz jeszcze?
Tak zainterpelowany poeta wyleciał z pokoju jak z procy.
— Ale istotnie, Gutku — zaczął pan Teofil — ta muzyka... Co to z tego będzie?
— To będzie, że panowie galicyjanie pospu-