Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 118.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

rzając ręką o „Czas”, tak silnie, że aż się wszyscy wzdrygnęli.
— Co takiego? — zawołano chórem.
— Byle tylko nie co złego — szepnęły strwożone damy.
— Oh! Władeczku — wymówiła z wyrzutem żona. — Jak mogłeś mnie tak przestraszyć?
— Przepraszam cię, aniołku, ale doprawdy... tak to na mnie spadło niespodziéwanie. Wiecie państwo kto tu przyjechał? Anibyście się domyślili. Słuchajcie!
I przeczytał im cały ustęp z „Czasu”, który tak popsuł humor uczonemu profesorowi.
— Więc on tu już jest! — zawołano, gdy umilkły pierwsze wykrzykniki zdumienia i radości.
— Od wczoraj.
— I my nic o tém nie wiemy!
— Czy go kto zna! Jak on wygląda?
Pokazało się, że nikt z obecnych nie ma pojęcia o powierzchowności uczonego, a byli i tacy między niemi pan Teofil, którzy mniemali, że znakomity ten mąż już od paru lat nie żyje i teraz dopiéro przeświadczyli się o swojéj pomyłce. Pan Wiktor tylko przypomniał sobie, że kiedyś stał z nim w jednym hotelu w Wenecyi, ale go nigdzie, nawet na schodach nie miał szczęścia spotkać.
— Może to ten, który na wodach chodził z Emerytem — poddała panna Martyna.