Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 131.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

go balu — jaśniała świeżo uwita olbrzymia cyfra solenizanta.
Różnobarwny sznur biesiadników opasywał z obu stron ustawione w podkowę stoły, błyszczące jak mozajka od sreber, kwiatów, porcelany i kryształów.
Na wszystkich twarzach malowało się niecierpliwe oczekiwanie, wszystkie oczy zwracały się to ku drzwiom, to ku pustemu pośrodku miejscu. Poeta bledszy niż zwykle, poprawiał biały krawat i milczał jak grób. Panna Kamilla różowsza niż zwykle, wachlowała się gorączkowo.
Nareszcie, przy dźwiękach muzyki, uczony solenizant wszedł na salę, wprowadzony przez komitet i zajął honorowe miejsce pomiędzy dwoma najstarszemi matronami z całego towarzystwa.
W tejże chwili służba wniosła półmiski: rozpoczęła się uczta.
Po pierwszém daniu powstał marszałek z pełnym kielichem i ozwał się w następujące słowa:
— Czcigodny mężu! Powtarzać, żeś jest wielki, wyliczać twoje zasługi, byłoby tém samém, co dowodzić, że słońce świeci, że gwiazdy dopiéro wieczorem ukazują się na firmamencie. Wié o tém kraj cały; wié o tém cała Europa. Przeto nie w tym celu głos mój podnoszę; ja tylko pozwalam sobie być lichym tłómaczem uczuć, jakie nas wszystkich tu zebranych ożywiają. Szczęśliwy! kto do wspomnień swojego życia zaliczyć może tę chwilę, w której dotknął twej ręki, co tyle drogich pereł