Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 145.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kój, bo widok blado-różowych książeczek działał mu na nerwy.
Upłynęło trzy dni.
Czwartego po południu, w mieszkaniu znakomitości panowała głęboka cisza. On sam leżał na kanapie z zamkniętemi oczyma, z zimnym okładem na czole i drzymał. Przy nim siedział pan Ewaryst, czytał książkę i zlekka poruszał zieloną gałązką nad głową przyjaciela, by go choć od natręctwa much uchronić, skoro nie mógł od natręctwa ludzi. Co kilka minut wyżymał chustkę w wodzie i zmieniał mu ostrożnie okłady.
Po niejakim czasie profesor otworzył oczy.
— Boli cię jeszcze głowa? — zapytał pan Ewaryst.
— Szalenie! dawno się tak znużonym nie czułem — odpowiedział z westchnieniem i zapatrzył się w stół przed kanapą stojący.
Leżało tam kilkadziesiąt biletów wizytowych, stos listów, kilkanaście fotografii, kilka imionników, blado różowe tomiki Anatola Wiesława i parę innych książek i rękopismów. Były to wszystko trofea popularności, owe ciernie różanego wieńca, bezpośrednie przyczyny bólu głowy i zimnych okładów.
A gdy tak patrzył, każdy z tych przedmiotów wywoływał inny obraz w jego pamięci. Bilety przypominały mu ile nowych nazwisk zapisało się na listę jego znajomych, ile nowych twarzy może z czasem rościć do niego pretensyje, jeżeli ich