Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 164.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

są, drugą otoczoną bujnym jeszcze bardzo, choć spłowiałym i siwiejącym warkoczem — i dwa palce: jeden gruby, płaski i żółty, drugi cienki, pomarszczony i żółtawy także, refleksyjnym ruchem spoczywające na białych i czarnych główkach szachowych figur. Można się było ubawić, patrząc na grę téj oryginalnéj pary starych przyjaciół. Obojgu — jak powiedziałem — daleko było do Winawera, ale najtrudniejsze turniejowe partye nie mogłyby się odbywać z większém namaszczeniem i przyjęciem. Początek bywał bardzo raźny: dwa środkowe pionki i dwa przeciwległe sobie laufry zajmowały w mgnieniu oka zawsze jedno i to samo stanowisko, następne posunięcia dopiéro pociągały za sobą namysły, godzinami czasem trwające.
Pan Teodozy miał żyłkę do hazardów i występował zawsze zaczepnie, podczas, gdy oględniejsza panna Róża, trzymała się bardziéj odpornego stanowiska i dzięki temu częstsze odnosiła zwycięztwa. Ztąd wysokie uwielbienie przeciwnika dla jéj strategicznych pomysłów. Trzeba było widzieć, z jaką obawą i niepokojem śledził każde jéj poruszenie, przypisując nieraz najniewinniejszemu posunięciu głęboko obmyślaną intencyję zniweczenia jego własnych planów i wskutek tego zmieniając je co chwila. Zresztą chodziło mu bardziéj o atakowanie króla i królowéj, niż o wygraną i często psuł sobie najlepszą kombinacyję, by z tryumfem ulubione „szach” wypo-