Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 170.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

oszczędzonemi z przeszłości łzami i biédne, wypłakać ich nie mogły. Ręka staréj panny ocierała je co chwila w ciągu tego dnia i wielu, wielu dni następnych; powieki im poczerwieniały i nabrzękły, kolorowe płatki zaczęły latać przed niemi; zmarszczki, otaczające je delikatną siateczką pogłębiły się i zsiniały — a one płakały ciągle!
Bo zresztą cóż miały robić? Gdyby pannie Róży daném było pielęgnować złożonego niemocą przyjaciela, patrzéć na jego cierpienia, przemyśliwać czémby mu ulgę przynieść, śledzić za lada oznaką polepszenia, noce bezsenne nad jego snem niespokojnym trawić — a! toby było zupełnie co innego! Ale ona mogła tylko siedzieć bezczynnie ze świadomością niebezpieczeństwa, grożącego temu życiu, co tak ściśle z jéj istnieniem się wiązało; wyobrażać sobie wszystko co najgorsze i przy najżywszéj chęci poświęcenia całéj siebie na usługi chorego, nie dać mu nic, prócz tych łez, których on nawet nie widział, które mu nic pomódz nie mogły! I dlaczego? Cóż ją wstrzymywało od zastąpienia obojętnéj dozorczyni przy łożu pana Teodozego? Nic — tylko ta jedna przyczyna, która od tylu dobrych rzeczy nieraz wstrzymuje, a do tylu złych popycha — tylko to jedno pytanie, jakie sobie zadają nawet ci, co wszystkie inne lekceważą względy: coby świat na to powiedział, gdyby zobaczył niezamężną kobietę w mieszkaniu nieżonatego mężczyzny, podającą mu lekarstwo, lub poprawiającą poduszki! Zape-