Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 174.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

stawił, nie ogarnęłaby całéj jéj istności, miałaby jeszcze dla kogo żyć i o kim myśléć! Albo... gdyby po prostu została była jego żoną? Biedna panna Róża, zawstydziła się sama przed sobą tego przypuszczenia, które zrazu wydało jéj się czémś wcale nieprzyzwoitém! Nie dziw. Tak mało dotąd myślała o małżeństwie, że sam ten przedmiot onieśmielał ją, jak młodziutką dzieweczkę, cóż dopiéro kwestya postawiona w tak konkretny sposób! Powoli jednak oswoiła się z nią, a nawet wracała do niéj często i widocznie doszła do przekonania, że bez tego wszystkiego to właśnie byłoby było najlepiéj, bo nieraz wśród takich rozmyślań, oczy jéj już trochę wypoczęte, nabiegały znowu łzami i głębokie westchnienie przerywało samotną ciszę saloniku.
Ale wszystkie smutne i tęskne myśli rozproszył bez śladu jeden bilecik od pana Teodozego, kończący się słowami: „do zobaczenia dzisiaj.” Doktor już od kilku dni wychodzić mu pozwolił i pan Teodozy korzystał z tego, odbywając w południe przechadzki do Saskiego ogrodu, ale z pójściem do panny Róży, wstrzymywał się, czekając, aż będzie mógł bezpiecznie i po zachodzie słońca zetknąć się z otwartém powietrzem, bo, jak pisał — chciał przyjść odrazu po dawnemu wieczorem — by mu się zdawało, że te dwa miesiące niewidzenia i choroby, to był tylko sen przykry, że się z nią nie daléj, jak wczoraj pożegnał. Było to może dziwactwo, ale wszyscy ludzie nie są od