Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 181.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Jakże dziwnie zadźwięczał ten wyraz w uszach staréj panny.
Zrozumiała tę tajemnicę szczęścia, co może się zamykać w tém jedném powiedzeniu: to nasze! i łza zakręciła się w oku. Dla niéj zawsze miał to być dźwięk pusty — nic więcéj. Ale przyszło jéj na myśl, że nie powinna zatruwać sobie radości dzisiejszego wieczoru i uśmiech zaigrał na jéj bladych, wązkich ustach.
— Może za mocna? — spytała, stawiając filiżankę przed panem Teodozym, który wciąż zamyślony zbliżył się i usiadł przy stole.
— Nie, nie! panna Róża zawsze w samą miarę utrafi! Nigdzie mi tak herbata nie smakuje jak tutaj.
— Źleby téż było, żebym jeszcze gustów pana Teodozego nie znała — rzekła gospodyni domu, zadowolona z pochwał, smarując masłem bułeczkę dla gościa.
— To nawet nie trudno — zauważył, rozchmurzając się pan Teodozy — znając swoje, zna panna Róża tém samém i moje! Nasze gusta tak są do siebie podobne.
— To prawda!
— Nasze pojęcia! charaktery!
Panna Róża kiwnęła głową.
Stary kawaler wpatrzył się w kawałek cielęciny, który trzymał na widelcu.
— Z nas mogło być bardzo dobrane i bardzo szczęśliwe małżeństwo — rzekł po chwili.