Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 184.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

niż dotąd, a ja nie będę potrzebował zaziębiać się, wracając późną porą po deszczu, lub śniegu do domu, bo jeden dach dla nas obojga wystarczy. A gdy któremu z nas z woli Bożéj na ostatnią chwilę przyjdzie — kończył drżącym głosem, mrugając powiekami, które mu jakoś zwilgotniały — będzie miało tę pociechę, że mu nie obca ręka zamknie oczy!
Panna Róża słuchała w milczeniu, a łzy, które zapomniała otrzeć, płynęły jéj zwolna po twarzy i plamiły fijołkowy szlafroczek. Przy ostatnich słowach nie mogła się już powstrzymać i wybuchnęła głośném łkaniem.
— O! to prawda! to prawda! — zawołała płacząc — Bóg widzi, ile wycierpiałam, że mnie tam przy panu Teodozym nie było, że go kto inny w chorobie doglądał!
— Dobra! kochana panno Różo!
Głos starego kawalera stał się prawie miękkim, gdy to wymawiał. Ujął chudą, zwiędłą rękę płaczącéj i do ust ją przycisnął.
— Więc zgoda? — zapytał, patrząc jéj w oczy z naleganiem.
— Zgoda! — odszepnęła niewyraźnie.
On pocałował powtórnie jéj rękę i przytrzymał ją chwilę w swoich dłoniach. Wszakże miał do tego prawo! wszak to była ręka jego narzeczonéj! Na upartego byłby miał nawet prawo wziąść ją w swoje objęcia i ustami ust jéj poszukać, on przecież ani obecnie, ani po ślubie z pra-