Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 186.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

lepszy humor, poprosił o inną herbatę, bo mu tamta przez ten czas wystygła, zajadał obwarzaneczki, wychwalając ich smak przewyborny i kilka razy jeszcze pocałował w rękę pannę Różę, nie dlatego, żeby mu sam ten akt jakąś szczególną przyjemność sprawiał, lecz, że nie wiedział, jak inaczéj dziękować jéj za przychylenie się do jego życzeń. Ona także czuła się bardzo szczęśliwą i wieczór ten był niezaprzeczenie najszczęśliwszym, jaki ze sobą spędzili. Po odejściu narzeczonego, panna Róża długo jeszcze siedziała przy otwartém oknie i patrząc w księżyc, który w srebro zamieniał jéj rozpuszczone warkocze, dumała, najprzód nad wypadkami dnia ubiegłego — a potém... — o jutrzejszym obiedzie, mającym być ogólnem rendez-vous najulubieńszych potraw jéj przyjaciela.
Obiad wymarzony przy księżycu był doskonały. Pan Teodozy nie mógł się odjeść zupy rumianéj z jarzynkami, móżdżków smażonych, kurcząt z kompotem i galaretki pączowéj! Pannie Róży powinno było to wszystko także smakować, alboż nie mieli jednakowych gustów? Jadła przecież tak mało, jaknajbardziéj zakochana narzeczona, chociaż zakochaną nie była i przyczyna braku apetytu z innego wcale pochodziła źródła. Oto, panna Róża od dzieciństwa przyzwyczajona była widzieć wazę na stole o sakramentalnéj dwunastéj godzinie i tylko w te dnie, kiedy pan Teodozy przychodził na obiad, czyniła dla niego wy-