Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 190.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

było takich okoliczności, któreby tę potrzebę wywołać mogły.
Widocznie uwaga ta nastręczyła pannie Róży inną, donioślejszą jeszcze, bo nagle spytała:
— O któréjto pan Teodozy wraca zwykle z biura? O drugiéj?
— Czasem i przed drugą, a czasem o wpół do trzeciéj: jak się zdarzy.
— A! więc jakże będzie z obiadami?
Chciała dodać: „gdy się pobierzemy,” ale nie mogła się jeszcze zdobyć na mówienie o tém. Słuchać, to rzecz inna. Pan Teodozy jednak odgadł łatwo tę myśl, któréj jéj panieńska wstydliwość dokończyć nie pozwoliła.
— A no! — rzekł — będziemy jadać o trzeciéj.
— O trzeciéj! — powtórzyła panna Róża, a twarz jéj się przeciągnęła. — O trzeciéj?
— Alboż to zła godzina?
— Zła? nie, tylko... pan Teodozy wié, że ja zawsze pijam białą kawę o trzeciéj, a obiad jem o dwunastéj.
— Prawda! Zapomniałem. No, to urządzimy roszowanie, jak w szachach: Kawa na miejsce obiadu, a obiad na miejsce kawy.
I pan Teodozy uśmiechnął się z téj dowcipnéj przenośni, lecz pannie Róży wydała się ona mniéj zabawną.
— Dobrzeby to było — rzekła nieśmiało — tylko, że... że ja przed obiadem nic w usta wziąć