które téż pod tym tytułem ogłosiłem drukiem. Zbiorek ten, chłodniéj przyjęty przez krytykę, niż inne moje poetyczne utwory, miał dla mnie osobną wartość, jako pamiątka chwil szczęśliwych; był niby cząstką mnie samego, spowiedzią duszy, co w chaotycznych i mglistych obrazach odsłaniała tam wszystkie swoje tajniki oczom, któreby przez ten chaos i mgłę patrzeć umiały i chciały. Takie właśnie oczy miała ona. Słuchając jéj, doznawałem dziwnéj rozkoszy, nic wspólnego z próżnością niemającéj, rozkoszy, jakiéj chyba najskromniejszy autor doznawać musi, gdy widzi że go zrozumiano, tak jak on sam siebie rozumiał, że myśli jego w słowa nie ujęte, pomiędzy wierszami zawarte, a gdzież ich niema! nie zginęły, lecz znalazły czytelnika, który je tam wyszukać potrafił.
W moich „Tłómaczeniach Szopena” myśli takich było mnóstwo; ona je wszystkie odgadła i brała je, niby farby z palety dla odmalowania mego duchowego portretu. Ten dar chwytania wewnętrznych podobieństw posunięty był w niéj do artyzmu, szkicowała charaktery ludzkie, jak mistrz szkicuje rysy modelu w kilku rzutach śmiałych i pewnych. Mnie wtedy to porównanie na myśl nie przyszło, bo jakże mogłem przypuścić, żeby to co mi się wydało pobratymstwem duszy, co zaklętą nić sympatyi z serca mego wysnuć jéj pozwoliło, było w niéj tylko... talentem.
Później dopiéro, znacznie późniéj, doszedłem
Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 235.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.