wni, Antoni zabierał się do wyjścia, gdy wtém zadzwoniono silnie w bramie.
— O jéj! — jęknęła, wzdrygnąwszy się chora.
Antoniemu oczy gniewem błysnęły.
— Bodajto wszystkie jasności zapaliły! — syknął przez zęby i wybiegł prędko.
Przed bramą stał wóz skrzynkowaty, w jednego konia zaprzężony, a woźnica jego, młody chłopak, snadź w gorącéj wodzie kąpany, już się do ponownego dzwonienia zabierał, gdy mu wtém Antoni przeszkodził.
— Cóże tam tak u licha pilnego? — krzyknął. — Czego chcecie?
— Przywiozłem kwiaty od ogrodnika. Otwierajcie bramę.
— Jakie kwiaty?
— No, toć do ubrania schodów i salonu.
Antoni schwycił się za głowę.
— O rany Boskie! — zawołał. — Na śmierć zapomniałem. A toć to dzisiaj bal u naszego gospodarza.
Woźnica popatrzył na niego z pewnem zdziwieniem.
— Otwierajcie-no żywo — rzekł — śpieszy mi się i zimno siarczyste.
Ale Antoni zdawał się nie słyszeć.
Wpatrzył się w wypisaną białemi literami na deskach wozu ogrodniczą firmę i stał, jakby go kto do ziemi przyśrubował.
Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 327.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.