Strona:PL Helena Staś – Na ludzkim targu.pdf/96

Ta strona została uwierzytelniona.
—   92   —

zadygotało tak silnie, że bezwiednie oparł się o narożny słup. Z silniejszem biciem serca łza zakręciła się w oku, i, zbierając ją spostrzegł dopiero ogromny napływ ludzi na ulicy, a nawet i na siebie skierowane spojrzenia. Zauważył też, że wszyscy stają przy brzegu chodnika, z czego łatwo się domyślił, że oczekują na jakiś pochód. Postanowił wmieszać się w tłum i aby być świadomszym znaczenia uroczystego objawu — zapytał przechodzącego młodego człowieka:
— Panie, jestem tu obcy, zechciej mnie objaśnić jaką to uroczystość obchodzą tu dziś Polacy?
Młody człowiek popatrzał na niego uważnie, poczem trochę drwiąco rzuci: — Uroczystość świętego darmozjada — i spiesznie go wyminął.
Niemile dotknęły Romińskiego rzucone mu ironicznie pierwsze polskie słowa w Chicago. Ale jakby na zatarcie niemiłego wrażenia, podszedł doń poczciwego wyglądu człeczyna i dobrodusznie objaśnił:
To oni darmozjady — te „czerwone juchy”, bo wszystkiego innym zazdroszczą. My panie przyjmujemy dzisiaj pierwszego polskiego w Ameryce biskupa — naszego katolickiego ojca. — Rano był wyświęcany, czy jak się tam nazywa, w katedrze na mieście, a teraz