Strona:PL Helena Staś - Anioł miłosierdzia.pdf/12

Ta strona została uwierzytelniona.
— 6 —

o tych olchach nad strumieniem, tam na lewo wsi, o tej starej gruszce, co na pańskiem stoi, o tych białych brzozach przy cmentarzu, o tym krzyżu przy drodze, gdzie rok rocznie wieczorami śpiewali; bywało, że wspomnienia te, wyciskały obojgom łzy z oczu. Jaga czasami dla dodania humoru wtrącała: “Ale tam byś nie leżał na kanapie.” Marcin przeniesion całą duszą do wsi rodzinnej odpowiadał: “Ja bym tam wolał leżeć na łące i choć raz jeszcze jeden, stąpnąć bosą nogą po tej naszej ziemi. Choć raz jeden jedyny jeszcze, w życiu i ujrzeć te drzewa, te zboża, a choćby i piaski, boć to wszystko nasze — polskie.”
Czasami markotno im się robiło, że dzieweczka ich, tych pól, ani lasów, oglądać nie będzie. Opowiadali jej też o każdem drzewie, o każdej chatce, o każdej ścieżynie w ich wsi. Dziecię przejęte tęsknicą ojcowską, zasłuchane w te głosy przeszłości, rosło jakieś rozmarzone, pragnące czegoś, co określić się nie da.
Bywało, że wspominali i o powrocie do kraju, ale iść pracować pod pana za byle co, to jakoś po amerykańskiej swobodzie się nie chciało, osiąść na swojem nie było za co. Tak sobie rozważając, postanowili przyjąć kilku