Strona:PL Helena Staś - Marzenie czy rzeczywistość.pdf/11

Ta strona została uwierzytelniona.
— 5 —

świeżem wiosennem powietrzem i patrzących z lubością na pyszną zieleń do koła.
Pociągnięci rozpękującymi pączkami bzu i jaśminu, zeszli z ganku do ogrodu, by z bliska podziwiać piękność ukochanych ich krzewów.
Byli to ludzie mniej więcej pięćdziesięcioletni. On wysoki, tęgiej budowy, szpakowaty już o czarnych, rozumnych oczach i dobrodusznym wyrazie twarzy. Ona raczej drobna, aczkolwiek pełna — w ruchach miała coś tak ujmującego, że nie chciałoby się stracić żadnego jej poruszenia. Twarz jej rumiana, pogodna, to też sądząc z wyglądu nie można jej było liczyć więcej, po nad lat czterdzieści.
Oglądając krzewy i kwiaty, państwo Kęszyccy co chwila zwracali wzrok na dworek, oczekując wyjścia jedynaczki. Dziwili się jej opóźnieniu, a pani Kęszycka wyrażała obawy, czy tylko Wandzia nie jest cierpiącą, gdyż od niejakiego czasu posmutniała i nie jest tak swobodną, jak przedtem.
Pan Kęszycki, widocznie bardziej przewidujący, zrobił uwagę, że dziewczyna liczy blisko ośmnaście lat, może się więc w kim zakochała.
Pani Kęszycka oburzyła się, ale wreszcie zaczęła wyliczać nazwiska młodych mężczyzn, którzy u nich bywali. Po dokładnem rozpatrzeniu, wypadło, że w żadnym z tych Wandzia kochać się nie może, gdyż wszystkich jednakowo traktuje. Wszedłszy na ten temat, zaczęli sobie przypominać różne małe zdarzenia, któreby ich