Strona:PL Helena Staś - Na falach życia.pdf/27

Ta strona została uwierzytelniona.
— 21 —

dziei. I istotnie ze wschodem słońca odzyskała swe dziecię. Ach! jakież radosne było Alleluja! Lecz dziś? Dziś słońce nic nie przyniesie, wolałaby go nie ujrzeć.
“Dziecię? Gdzie jest moje dziecię, szeptała.” Głos jakiś z dna duszy odezwał się: w niebie. Lecz Anna nie chciała go słyszeć. Ona chciała mieć dziecię przy sobie. Słońce zaczęło się wychylać. Anna powstała, by go nie widzieć. Dzwony zabrzmiały zwiastując Zmartwychpowstanie, lecz dla Anny brzmiały one pogrzebowo. Dla niej nie było Zmartwychpowstania. Złożyła swoje marzenia i nadzieje do grobu, by nigdy nie powstawały.
Cały dzień pozostała w domu, nie zbliżając się nawet do okna, by nie widzieć wesołych twarzy.
Po świętach wzięła się Anna znów do pracy, obracając się między ludźmi, jakby dopiero wśród nich stanęła. Wszystko wydawało się jej takie obce, zimne nieczułe. Nowe też myśli opanowały jej umysł. Aż dotąd żyła jedynie zajęta sobą i tymi, których kochała. Teraz zaczęła patrzeć w życie innych i robić porównania jak też inni w podobnych jej warunkach żyją. Odkrycia czasami napełniały ją wstrętem, czasami czerpała w nich odwagę.