Wypierzonego nie chcę zanic kawalera!
Pawciu, chcesz mię? Nie? Niech Cię jastrząb porwie!
(Inny znów) ja od roku za Tobą umieram.
Ta przybłęda nad miłość więcej ceni morwę!
Znam Cię mój dawny mężu! jak się tylko dorwiesz...
(Czereda do rozpuku śmiała się świergotem)
Wolę Ciebie, boś w lecie zbierał dla mnie czerwie.
Taką kokotę? Dobrze, a co będzie potem?
Ty jak żebrak wystawasz stale pod pomnikiem!
Do rzeczy Bracia (lecz nikt swata już nie słucha)
To Ty mi serenadę urządzasz pewnikiem?
Wyglądałam z poddasza, myślałam, że puchacz.
Ja mam brać jego, który wszystkie czubił?
(ćwierkła świętoszka) patrzcie jaki prędki!
Wtem ją kot porwał, zdawna czyhał już na zgubę,
od świergotu pękały kasztanowe pęki.
Idzie wiosna, miast różdżki niesie srebrne bazie.
Z pól rozśpiewanych poszła i w samotnie głuche
i życie wystukała na skalnym upłazie
wszystkim umiłowanie, starcom na otuchę.