„Pociągnęła mnie [zwierza się Albert — dop. H.S.] do tego [wystąpienia przeciw polskiemu księciu — dop. H.S.] natura, bo taka jest troska Niemców, aby dokądkolwiek przybędą zawsze stać się pierwszymi i nikomu już nie podlegać (...). Najpierw zachowują się pokornie (...), ale to wszystko jest podstępem, bo gdy już nabiorą dużego znaczenia zaraz zachowują się inaczej”.
Bunt Alberta zakończył się dla Polaków pomyślnie. Z Krzyżakami było znacznie gorzej; oprócz strat materialnych i terytorialnych przyszły też dotkliwe upokorzenia.
Stąd też w drugim, trzecim i czwartym dziesiątku XIV wieku narastało poczucie nienawiści i wrogości do Krzyżaków widoczne przez pryzmat zeznań świadków w procesie brzeskim (1320 r.), w dokumentach Łokietka nadających przywileje szpitalnikom brzeskim pod warunkiem nieprzyjmowania żadnego Niemca (1313 r.), w tradycji ludowej wyrażonej pieśniami o zwycięstwie płowieckim w 1331 roku, o Krzyżakach, czy odzwierciedlonej pieśnią (przysłowiem?) skierowaną do następcy Łokietka: „Królu Kazimirze, nigdy nie żyj w mirze z Krzyżakami”.
Interesy społeczne, materialne, rozbudzona świadomość narodowa, prowadziły do podjęcia prób zjednoczenia państwa. Kto był w tym szczególnie zainteresowany? Na pewno chcieli powiększyć i uświetnić swą władzę książęta z rodu panującego, będącego jednym z ważniejszych symboli jedności Polski. „Panowie przyrodzeni”, potomkowie Bolesława Krzywoustego (Piastami zaczęto ich nazywać znacznie później), byli jednak ludźmi bardzo różnego pokroju. Część z nich na pewno nie dorastała do powagi sytuacji, nie odpowiadała potrzebom epoki. Wzajemne kłótnie połączone z najazdami, szykanami, z sadystycznym traktowaniem bliskich krewnych (trzymanie np. jednego z książąt śląskich w klatce mającej dwa otwory: na podawanie pokarmu i usuwanie odchodów), widzenie spraw publicznych w skali włości, może dzielnicy, ale na pewno nie całego kraju, były charakterystyczne dla wielu Piastowiczów. Byli, oczywiście, wśród nich i władcy wybitniejsi, którzy na pewno chcieli odnowienia Królestwa. Tu jednak powstawał dylemat, kto ma zostać tym zjednoczycielem. Król Polski musiał ograniczać władzę pozostałych książąt. Stąd — walki i spory między książętami, które opóźniały proces zjednoczenia.
Na pewno w odbudowie Królestwa zainteresowani byli możni. Ich rola w dużym państwie silą rzeczy musiałaby być znaczniejsza niż w słabych i w niewielkich dzielnicach. Ich świadomość zbiorowa była najbardziej rozwinięta i oni głównie byli nosicielami tradycji ogólnopolskiej. Warunkiem zajęcia przez nich godnego miejsca w świecie ówczesnej Europy było uznanie wartości reprezentowanej przez nich kultury, historii, władzy. Była to grupa może niezbyt liczna, ale najbardziej znacząca w życiu politycznym, która w większości opowiadała się za zjednoczeniem. Kiedy na początku XIV wieku zmarł pierwszy dostojnik ziemi krakowskiej — kasztelan Wierzbięta Świebodzic, jako jego wielką zasługę wymieniono to, że „walczył aż do śmierci za naród polski”. Wśród tej grupy byli przedstawiciele rodów posiadających dobra w różnych dzielnicach Polski. Przeważali jednak możni związani z określonym księstwem czy regionem kraju. Wśród nich pojawiły się obawy przed utratą znaczenia na rzecz zbyt potężnego władcy. Znamy dobrze przykłady wielkopolskich Zarembów, Nałęczów, Niałków-Jeleni, pomorskich Święców czy sprawę wojewody Wincentego z Szamotuł. W dzisiejszej nomenklaturze byłyby to przypadki klasycznej zdrady stanu. Stąd też w tej warstwie miała miejsce rywalizacja podobna do tej, którą prowadzili książęta. Zgoda na zjednoczenie była powszechna, spór toczył się wokół pytania, kto i gdzie miał to zjednoczenie realizować. Tym różniła się od możnowładztwa świeckiego hierarchia kościelna. Ta ostatnia, nie związana bliżej z dzielnicą, podległa metropolii polskiej (gnieźnieńskiej) widziała swe znaczenie, swą rolę duszpasterską, polityczną i gospodarczą w silnym, zjednoczonym kraju. Biskupi, członkowie kapituł, wykształcony kler świecki, stanowili grupę walczącą najbardziej konsekwentnie o odnowę korony i bez działalności arcybiskupa Jakuba Świnki zapewne nie doszłoby do trzynastowiecznych koronacji. Nie można jednak mówić, że cały Kościół był w tej mierze jednolity. Część wyższego duchowieństwa (np. sławny biskup krakowski Jan Muskata), jeśli nawet życzyła sobie zjednoczenia kraju — to pod innym,
Strona:PL Henryk Samsonowicz - Łokietkowe czasy.djvu/7
Ta strona została przepisana.
5Polska u schyłku okresu dzielnicowego