Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0039.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

otrąbią, tedy na gonitwy rycerskie nie czekaj, jeno idź, bo tam może być korzyść. Kniaź Witołd wiesz, jak jest hojny — a ciebie już zna. Sprawisz się, to obficie nagrodzi. A nadewszystko zdarzy-li Bóg — niewolnika możesz nabrać bez miary. Tatarów, jak mrowia na świecie. W razie zwycięstwa przypadnie i kopa na jednego.
Tu Maćko, który chciwy na ziemię i robociznę, począł marzyć:
— Boga mi! Przygnać tak z pięćdziesiąt chłopa i osadzić na Bogdańcu! Przetrzebiłoby się puszczy szmat. Uroślibyśmy oba. A ty wiedz, że nigdzie tylu nie nabierzesz, ilu tam można nabrać!
Lecz Zbyszko począł głową kręcić.
— O wa! koniuchów natroczę, końskiem padłem żyjących, roli niezwyczajnych! Co po nich w Bogdańcu?... A przytem ja trzy niemieckie grzebienie ślubowałem! Gdzieże je znajdę między Tatary?
— Ślubowałeś, boś głupi, ale takie to tam i śluby.
— A moja włodycka i rycerska cześć? jakże?
— A jak było z Ryngałłą?
— Ryngałła księcia otruła — i pustelnik mnie rozwiązał.
— To cię w Tyńcu opat rozwiąże. Lepszy opat od pustelnika.
— A nie chcę.
Maćko zatrzymał się i zapytał z widocznym gniewem: