Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0148.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

do niego jeszcze jutro do dnia. Powiadają, że po jego spowiedzi, to ci zbawienie pewne.
Zbyszko siadł, wsparł łokcie na kolanach i pochylił głowę tak, że włosy całkiem mu pokryły oblicze. Stary wpatrywał się w niego przez długi czas, wreszcie począł z cicha wołać:
— Zbyszku, Zbyszku!
Chłopak podniósł twarz, raczej rozdraźnioną i pełną chłodnej zawziętości, niż zbolałą.
— A co?
— Słuchajże pilnie, bo może co i nalazł.
To rzekłszy, przysunął się blisko i począł prawie szeptać:
— Słyszałeś ty o księciu Witołdzie, jako drzewiej, uwięzion przez dzisiejszego naszego króla w Krewie wyszedł z więzienia w niewieściem przebraniu. Niewiasta tu żadna za ciebie nie ostanie, ale bierz mój kubrak, bierz kaptur i wychodź — rozumiesz! A nuż się nie postrzegą. I pewno. Za drzwiami ciemno. W oczy nie będą ci świecić.
— Widzieli mnie wczoraj, jakom wychodził, i żaden ani spojrzał. Cicho bądź i słuchaj: Znajdą mnie jutro — i co! Utną mi głowę? To ci im będzie pociecha, kiedy mnie i tak za dwie albo trzy niedziele śmierć pisana. A ty, jak ztąd wyjdziesz, siadaj na konia i prosto do kniazia Witołda ruszaj. Przypomnisz mu się, pokłonisz, to cię przyjmie, i będzie ci u niego, jak u Pana Boga za piecem. Tu ludzie gadają, że wojska kniaziowe zniesione przez Tatarów. Nie wiadomo, czy prawda, ale może być, bo nieboszczka królowa tak