Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0244.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Opat zjedzie lada dzień.
— Myślicie? — spytał Maćko, poczem ozwał się znów: — Wreszcie co tam takie ślubowanie, kiedy Jurand wręcz mu powiedział, że dziewki nie da! Czy ją innemu obiecał, czy na służbę Bożą ofiarował, tego ja nie wiem — ale wręcz powiedział, że nie da.
— Mówiłem wam — zapytał Zych — że opat tak Jagienkę miłuje, jakby córką była jego. Ostatni raz to jej rzekł tak: „Krewnych mam jeno po kądzieli, ale z tej kądzieli więcej będzie nici dla ciebie niż dla nich.“
Na to Maćko spojrzał niespokojnie, a nawet podejrzliwie na Zycha i dopiero po chwili odpowiedział:
— Naszej krzywdy przeciebyście nie chcieli.
— Za Jagienką poszłyby Moczydoły — rzekł wymijająco Zych.
— Zaraz?
— Zaraz. Innejbym nie popuścił, a jej popuszczę.
— Bogdaniec i tak w połowie Zbyszków, a da Bóg zdrowie, to mu go zagospodaruję, jako się patrzy. Miłujecież wy Zbyszka?
Na to Zych począł mrugać oczyma i rzekł:
— Gorzej to, że jakoś Jagienka, byle kto o nim wspomniał, zaraz się do ściany obraca.
— A jak wspominacie innych?
— Jak innego wspomnę, to jeno prychnie i powiada: „czegóż?!“
— Ano widzicie. Da Bóg, że przy takiej