Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0464.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

maniu, że to jeszcze gorączka mówi przez usta Jurandowe, poczem pani rzekła:
— Ocknijcie się, na miły Bóg! Nie było-li z wami dziewczyny?
— Dziewczyny? Ze mną? — spytał ze zdumieniem Jurand.
— Bo wasi ludzi poginęli, ale jej między nimi nie znaleźli. Czemuście ją ostawili w Spychowie?
Ów zaś powtórzył jeszcze raz, ale już z trwogą w głosie:
— W Spychowie? Toć ona przy Was, miłościwa Pani, nie przy mnie!
— Przecie przysłaliście po nią do leśnego dworca ludzi i pismo!
— W imię Ojca i Syna! — odpowiedział Jurand. — Zgoła po nią nie posyłałem.
Wówczas księżna przybladła nagle.
— Co to jest? — rzekła — żali wyście pewni, że przytomnie mówicie?
— Na miłosierdzie Boskie, gdzie dziecko? — zawołał, zrywając się, Jurand.
Ojciec Wyszoniek, usłyszawszy to, wyszedł pospiesznie z izby, a księżna mówiła dalej:
— Słuchajcie: Przybył poczet zbrojny i pisanie od was do leśnego dworca po Danuśkę. W piśmie było, że was belki w pożarze przytłukły... żeście nawpół oślepli i że chcecie dziecko widzieć... Wzięli Danuśkę i pojechali...
— Gorze! — zawołał Jurand. — Jako Bóg