Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0492.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Prawda jest — rzekł Jurand — że zbóje mi dziecko porwali i że od zbójów muszę je wykupować...
— Nikomu też nie macie inaczej mówić, bo gdyby choć jeden człowiek dowiedział się, żeście układali się z braćmi, gdyby choć jedna żywa dusza, albo gdyby choć jedna skarga poszła czy to do mistrza, czy do kapituły — tedyby ciężkie zrodziły się trudności...
Na twarzy Juranda odbił się niepokój. W pierwszej chwili wydało mu się dość naturalnem, że komturowie żądają tajemnicy z obawy przed odpowiedzialnością i niesławą, ale teraz zrodziło się w nim podejrzenie, że może być i jakaś inna przyczyna, że zaś nie umiał sobie zdać z niej sprawy, więc chwycił go lęk taki, jaki chwyta najodważniejszych ludzi, gdy niebezpieczeństwo zagraża nie im samym, lecz ich blizkim i kochanym.
Postanowił jednakże dowiedzieć się czegoś więcej od zakonnej służki.
— Komturowie chcą tajemnicy, — rzekł — ale jakoż tajemnica ma się zachować, gdy de Bergowa i innych za dziecko wypuszczę?
— Powiecie, żeście wzięli okup za pana de Bergowa, aby mieć czem zbójom zapłacić.
— Ludzie nie uwierzą, bom nigdy okupu nie brał — odrzekł posępnie Jurand.
— Bo nigdy nie chodziło o wasze dziecko — odrzekła syczącym głosem służka.
— I znów nastało milczenie, poczem pątnik,