Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0552.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Brachta i dwóch szlachetnych giermków, nie licząc knechtów; jak oni, pomni na przykazania Boskie, nie chcąc zabijać, musieli w końcu splątać siecią strasznego męża, który wówczas przeciw sobie samemu zwrócił broń i poranił się okrutnie; jak wreszcie, nietylko w zamku, ale i w mieście byli ludzie, którzy wśród wichury zimowej słyszeli podczas nocy, po walce, straszliwe jakieś śmiechy i głosy, wołające w powietrzu: „Nasz Jurand! krzywdziciel Krzyża! rozlewca krwi niewinnej! Nasz Jurand!“
I całe opowiadanie, a zwłaszcza ostatnie słowa Krzyżaka wielkie uczyniły wrażenie na wszystkich obecnych.
Zdjął ich poprostu strach, czy istotnie Jurand nie wezwał w pomoc sił nieczystych — i zapadło głuche milczenie. Lecz księżna, która była obecna przy posłuchaniu, i która, kochając Danusię, nosiła w sercu nieutulony żal po niej, zwróciła się z niespodzianem pytaniem do Rotgiera:
— Mówicie, rycerzu, — rzekła — że odbiwszy dziewczynę niedojdę, myśleliście, iż to Jurandowa córka, i dla tego wezwaliście go Szczytna?
— Tak, Miłościwa Pani — odrzekł Rotgier.
— A jakożeście mogli to myśleć, skorożeście w leśnym dworze widzieli przy mnie prawdziwą Jurandównę?
Na to brat Rotgier zmieszał się, gdyż nie był przygotowany na pytanie. Książę powstał i